Ewa Kopacz pozostanie na swoim stanowisku. Wnioskodawcom odwołania minister zdrowia trudno było oczekiwać, że uda im się pozbawić ją funkcji. Już podczas sejmowej debaty przed wczorajszym głosowaniem nad wotum nieufności jedynie klub Prawa i Sprawiedliwości zapowiedział głosowanie przeciw dalszemu zajmowaniu przez nią stanowiska rządowego. Partie rządzącej koalicji: Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe, oczywiście broniły swojej minister, a pozostałe dwa kluby opozycyjne: SLD i PJN, nie mogły się zdecydować, czy realizowana przez PO i minister Kopacz polityka w ochronie zdrowia im się podoba, czy też nie.
Sejm odrzucił wczoraj wniosek o wyrażenie wotum nieufności dla Ewy Kopacz. Do odwołania minister zdrowia potrzebnych było 231 głosów. Za opowiedziało się 141 posłów, przeciw - 248, a od głosu wstrzymało się 12. Zasadność pozostawienia Kopacz na stanowisku zakwestionowali jedynie posłowie PiS oraz Ludwik Dorn. Minister zdrowia mogła liczyć na głosy swoich kolegów z koalicji PO - PSL. Odwagi zagłosować "za" bądź "przeciw" polityce Platformy i Ewy Kopacz w dziedzinie ochrony zdrowia nie mieli - poza pięciorgiem posłów - posłowie SLD i PJN, którzy w głosowaniu udziału nie wzięli. A ci, którzy z tych klubów zagłosowali, Ewę Kopacz poparli. Wśród byłych posłów PiS - obecnie w PJN, przeciwko wotum nieufności dla minister zdrowia zagłosowali Lena Dąbkowska-Cichocka, Jan Filip Libicki oraz Jan Ołdakowski.
Były wiceminister zdrowia Bolesław Piecha (PiS), który uzasadniał wniosek o odwołanie minister Kopacz, przekonywał, iż Platforma operuje tylko obietnicami, mówiąc o trosce o dobro pacjenta. Stwierdził m.in., że wydłużają się kolejki do lekarzy, a jedynie w sferze wyborczych obietnic pozostała zapowiedź o zwiększeniu nakładów na ochronę zdrowia.
Głównym zarzutem pod adresem minister zdrowia w rządzie Donalda Tuska jest jednak otwarcie furtki, albo wręcz - jak zaznaczył Piecha - bramy do prywatyzacji szpitali. Pozwoli na to podpisana już przez prezydenta Bronisława Komorowskiego ustawa o działalności leczniczej, która umożliwia przekształcanie zakładów opieki zdrowotnej w spółki, które następnie mogłyby być prywatyzowane.
- Wszystkie szpitale będą nastawione na zysk, w ustawie o działalności leczniczej nie przewidziano żadnych zabezpieczeń. Furtka do prywatyzacji jest otwarta - ocenił w debacie poseł Bolesław Piecha. Wnioskodawcy odwołania minister zdrowia zwracają uwagę, że polityka rządu Donalda Tuska w kwestii ochrony zdrowia prowadzi do tego, by zrzucić z siebie odpowiedzialność za zdrowie obywateli. W ocenie Piechy, działania minister Kopacz zmierzają do tego, aby problemy służby zdrowia rozwiązała "niewidzialna ręka rynku".
- Czy państwo mają jakikolwiek dowód, że prywatny leczy lepiej? Otóż prywatny nie leczy lepiej. On może stworzyć wrażenie satysfakcji pacjenta. Bo recepcja jest ładna, światła ładnie migają, bo w pokoju jest telewizor, bo są kwiaty - mówił Piecha. Zarzucił rządowi uleganie grupom nacisków, dla których nie liczą się korzystne dla pacjenta efekty leczenia, lecz duża liczba kosztownych badań i zabiegów. Poseł zaznaczył, iż odwołanie minister mogłoby powstrzymać proces komercjalizacji w ochronie zdrowia.
Minister Kopacz określiła zarzuty stawiane jej przez posłów Prawa i Sprawiedliwości jako nieprawdziwe, a kwestionującym jej poczynania politykom zarzuciła ignorancję. Politycy Platformy przekonywali, że kolejki do lekarzy wcale się nie wydłużyły, lecz przeciwnie - zmniejszyły, a nakłady na ochronę zdrowia wzrosły. Minister ustawiła się wręcz w roli obrońcy pacjentów. Jak stwierdziła, to jej działania świadczą o trosce o pacjenta, a opozycja - formułując obecnie wniosek o wotum nieufności - wciąga pacjentów w kampanię wyborczą. - Nie można posługiwać się pacjentem jako amunicją wyborczą - oświadczyła. Zarzuciła posłom PiS, iż uprawiają czarnowidztwo, strasząc pacjentów wizją prywatyzacji.